ENG
   PL


Daniel ZagórskiWYSTAWA »


Urodziłem się na rok przed upływem pierwszej połowy ubiegłego wieku w najbardziej surrealistycznym mieście w Polsce, a może i w Europie - w mieście Łodzi.

W skrócie: z wykształcenia jestem murarzem-tynkarzem, nie jadam nożem i widelcem, a wszystko inne, co robię, to totalny horror ... vacui.

Teraz szerzej: zawsze wiedziałem, że będę grafikiem, i uparcie, na wiele sposobów, realizowałem to marzenie. Techniki wypukłe, czyli w moim wypadku linoryt (czytaj PCV-ryt), ukończyłem na własnym wydziale własnej uczelni, co jednak zostało docenione na konkursach im. Józefa Gielniaka. Łódzką Uczelnię Plastyczną miałem przyjemność odwiedzić tylko raz, dając - jeszcze w starym budynku - występ mojego teatru alternatywnego. Potem, jak to zwykle bywa w życiu, przypadek zetknął mnie z Mistrzem Piotrem Ciesielskim, u którego terminowałem techniki druku wklęsłego. Natomiast druk płaski zaliczyłem u Mistrza od wapieni bawarskich - Witolda Warzywody. Uporczywa praca nad wieloma technikami graficznymi zaowocowała przyznaniem mi przez Ministerstwo Kultury i Sztuki statusu grafika warsztatowego, i to dożywotnio, w 1984 roku, na podstawie przedstawionych prac i osiągnięć w konkursach graficznych oraz rekomendacji prof. Leszka Rózgi i prof. Ryszarda Hungera. Dało mi to asumpt do dalszego doskonalenia technik metalowych i możliwość sprzedawania akwafort oraz akwatint w renomowanych galeriach. Dotychczas mogłem tylko, podczas kilkuletniego pobytu we Wrocławiu, prezentować i sprzedawać linoryty na Starym Rynku, podnosząc miejscowy koloryt. Ułatwiło mi to wejście w świat środowisk twórczych. Z sentymentem wspominam jedną z moich pierwszych wystaw indywidualnych w łódzkim, studenckim teatrze "Pstrąg".

W tym samym czasie opanowała mnie odwieczna pasja i tęsknota człowieka do oderwania się od ziemi. W pionierskich czasach lotniarstwa starałem się być lepszy od sławnego Leonarda. Nie tylko projektowałem, ale budowałem i oblatywałem szmaciano-rurowe aparaty szybujące, czyli lotnie. Najważniejsze, że udało mi się przeżyć to pasmo - często bolesnych - doświadczeń. Chciałbym przy okazji oddać hołd wszystkim moim kolegom Ikarom, którzy nie wylądowali szczęśliwie po raz ostatni.

Do gór było daleko, koło Łodzi płasko, a od adrenaliny człowiek szybko się uzależnia, więc pod koniec lat 80. do skrzydła przypiąłem silnik od Trabanta. Po opanowaniu narowistej maszyny i udziale w wielu zawodach w roku 1991 zdobyłem Mistrzostwo Polski w Motolotniarstwie.

W tym też roku kupiłem swój pierwszy komputer (16 MHz, monochromatyczny system i monitor); próbowałem wtedy z wielkim entuzjazmem odkrywać jego - mocno jednak ograniczone - możliwości graficzne. Dynamiczny rozwój informatyki otworzył mi oczy na nowy wirtualny świat. Po opanowaniu grafiki 2D przyszedł czas na grafikę 3D i wtedy okazało się, że to właśnie mój świat. Powoli zagłębiałem się w tej skomplikowanej technice. Zdzisław Beksiński też próbował, ale pozostał przy 2D. W jednym z wywiadów z nim przeczytałem, że pozostawia grafikę 3D młodszym, więc jako "młodzieniec" podjąłem to wyzwanie, a przyznam, że nie było łatwo.

Przyszedł też czas na ponowne ciche latanie; pożegnałem hałas motolotniowego silnika i przesiadłem się na paralotnie. Z przyjemnością, w ciszy, wśród ptactwa ocierałem się o buczki na stokach Beskidów. Dalej doskonaliłem umiejętności poruszania się w wirtualnym świecie, dłubałem przy reklamie, a jednocześnie przez kilka lat, w zacnym towarzystwie, przemierzałem nasze piękne,polskie góry na rowerze MTB. Najwyżej udało mi się wjechać na Śnieżkę. Uczestniczyłem w niezliczonych maratonach górskich z kultowymi, morderczymi Danielkami 2001 włącznie. Potem choroba zmusiła mnie do wielu spacerów z aparatem fotograficznym po moim mieście i odkryłem uroki starej, przemysłowej Łodzi. Komputer i technika 3D pomogły mi ocalić od zapomnienia surrealistyczne łódzkie klimaty. Odtwarzanie atmosfery dawnej Łodzi zajęło mi 3 lata, powstały 3 cykle, razem 150 grafik.

Po rowerze przyszedł czas na łyżworolki, czyli jazdę szybką, długodystansową i starty w maratonach. Mój najlepszy czas na tym dystansie to 1h 42min. w Gdańsku; mam nadzieję, że go niebawem poprawię. W czasie, gdy trwała moja walka z grafiką i z różnymi sportami ekstremalnymi pracowałem zawodowo jako murarz, asystent projektanta w biurach projektów, operator DTP, a w końcu, po zmianie systemu, otworzyłem jednoosobową firmę zajmującą się grafiką reklamową.

W ostatnich latach grafika komputerowa absorbuje mnie jeszcze bardziej, jak w kalejdoskopie zmieniają się tematy i nastawienie do techniki, w której pracuję. Powstają nowe realizacje poukładane w cykle tematyczne.

"Życie to nie Beskidy, a pasmo przypadków ... Od nas zależy, czy trawersujemy jego stoki, czy też płyniemy po jego grani. Do zjazdów nie zachęcam." Ciągle z dużą przyjemnością trawersuję.



Daniel Zagórski
www.danielzagorski.com
e-mail: grafik@danielzagorski.com





HOME | NOWOŚCI | WYSTAWY | ARTYŚCI | KONTAKT