|
|
Andrzej A. Sadowski »
MALARSTYWO
Iluzja iluzji, obraz obrazu
Działania artystyczne XX wieku to wielokrotne próby
desemantyzacji sztuki, odejście od przedmiotu, podążanie
w stronę abstrakcji. Równocześnie dyskredytowanie
tendencji realistycznych jako przejawów niewoli naśladownictwa.
Jednakże od połowy lat pięćdziesiątych
ubiegłego stulecia w reakcji na charakter współczesnej
cywilizacji i w oparciu o doświadczenia kultury masowej
pojawiły się nurty, w obrębie których obiektywna rzeczywistość
stała się znów podstawowym materiałem
w twórczości artystycznej.
Jednym z nich był nowy realizm, realizm fotograficzny,
zwany także superrealizmem czy wreszcie hiperrealizmem.
Jego reprezentanci wpisywali się swoją twórczością
w ważny dla sztuki dyskurs na temat jej stosunku do
rzeczywistości, zależności między różnymi mediami, np.
malarstwem i fotografią, relacjami między przedmiotem
a widzem. Na gruncie amerykańskim hiperrealizm stał
się jednym z narzędzi kontestacji, wyrazem pogłębionej
postawy społeczno-krytycznej, demaskując dehumanizacyjny
charakter powojennego konsumpcjonizmu.
Czterdzieści lat temu podobne i technicznie, i tematycznie
obrazy Andrzeja A. Sadowskiego, które pojawiły
się na polskiej scenie plastycznej, nie mogły stanowić
przejawu tego samego krytycznego nastawienia wobec
skomercjalizowanej przyjemności. Wręcz przeciwnie, dla
oglądających stanowiły odbicie marzeń o dobrobycie,
o rzeczywistości pełnej piękna, spokoju i wolności.
W perspektywie prywatnej, niech mi będzie wolno to
podejrzewać, obrazy łódzkiego twórcy są w pewnym
sensie spełnieniem na płaszczyźnie malarskiej najbardziej
skrywanych kiedyś młodzieńczych, dziś męskich
pragnień posiadania rzeczy pięknych i czasem nieosiągalnych,
realizowaniem marzeń o przeżywaniu rzeczy
niecodziennych i egzotycznych. W perspektywie historycznokulturowej
malarstwo Andrzeja A. Sadowskiego jest do
pewnego stopnia kontynuacją paradygmatu romantycznego
obecnego w sztuce polskiej, w ujęciu uniwersalnym
także słowem na temat charakteru dzisiejszej cywilizacji
i kultury. Dążenie do dostatku, do osiągnięcia znaczenia
i społecznego statusu są obecnie także i naszym udziałem.
Dziś, nawet bardziej niż kiedyś, malarstwo Andrzeja A.
Sadowskiego dotyka również bardzo ważnego dla całej
kultury problemu relacji między rzeczywistością a jej iluzją.
Żyjemy przecież w dobie wirtualnych i symulowanych
realności. Współczesność potęguje widzialność do tego
stopnia, że rzeczywistość zdaje się być często tylko iluzją,
a iluzję bierzemy za rzeczywistość.
Coraz chętniej się tą imitowaną realnością zadowalamy,
gdyż różnica pomiędzy tym, co rzeczywiste, a jego
przedstawieniem jest dziś dla ludzkiego umysłu coraz
trudniejsza do rozróżnienia. Wraz z rozwojem mediów
różnych systemów znakowych granica pomiędzy światem
rzeczywistym a jego przedstawieniem stopniowo
zanika. Zmierzamy do hiperrzeczywistości. To nie tak,
że rzeczywistość nie istnieje, lecz nie sposób do niej
dotrzeć bez pośrednictwa symulakrów. Tym samym
zaciera się różnica między wyobrażeniem o rzeczy od
rzeczy samej w sobie. Artyści ukazują nam, że istnieje
jakaś inna realność, którą oni próbują zgłębić, a nam
poddać ją pod refleksję.
Andrzej A. Sadowski mógłby kreować fikcję i uwiarygadniać
ją spotęgowanym realizmem przedstawienia.
Jednak wyraźnie czujemy, że dzieli się z nami doświadczeniami
osobiście przeżytymi. Kadry są więc autorskie;
nawet wtedy, gdy znamy miejsce lub obiekt (np. z innych
przekazów: pocztówek, przewodników), to uderza nas ich
odmienne, bardziej prywatne ujęcie. Zostaje zachowany
punkt i sposób widzenia zaintrygowanego wędrowca
autora obrazu. Są one tak samo ważne, jak to, co się widzi.
W dziełach Andrzeja A. Sadowskiego wyrażona zostaje
chęć oddania jak najpełniejszego wyrazu (nie tylko obrazu)
istniejącej rzeczy. To jakby próba przekazania pełni
wiedzy o rzeczy, której ktoś z nami nie oglądał, albo nie
doświadczał jej w danym momencie, w ułamku sekundy,
w szczególnym oświetleniu, wobec wyjątkowej aury
i nastroju. Gdybyśmy tylko o tym opowiadali, bylibyśmy
zawiedzeni, bo nikt, kogo chcielibyśmy tym przeżyciem
obdzielić, nie byłby w stanie znaleźć się choć na chwilę
w tamtej rzeczywistości. Na nic zdałaby się nawet fotografia.
Artysta posługuje się oczywiście aparatem. Korzysta
z niego nie dlatego, iż wierzy w wieczną teraźniejszość
utrwaloną na zdjęciach w ułamku sekundy staje się
ona przeszłością. Przekonanie, że fotografia przynajmniej
bardzo wiernie oddaje rzeczywistość to także chociażby
ze względu na uwarunkowania techniczne i technologiczne
pozór. Zdjęcie jest potrzebne, aby ze szczegółami
utrwalić jedną z ciągle zmieniających się sytuacji, ostatecznie
po to, by móc ją namalować.
Malarstwo, jakie uprawia Andrzej A. Sadowski i inni twórcy
reprezentujący podobną postawę, odnosi zwycięstwo
nad fotografią. Na pewno w kontekście doświadczania
czasu, relacji między tym co było, oraz tym, co się staje
i trwa. Ułamek sekundy pracy migawki aparatu jest
niczym wobec godzin spędzonych przez artystę przed
płótnem, szczególna atmosfera malowanych z fotografii
obrazów jest bliższa odczuwaniu wieczności niż udział
w tym przekonaniu pozornej trwałości rzeczy uwiecznionych
na zdjęciu.
Obrazy są superrealistyczne; doskonale rozpoznajemy
w nich elementy rzeczywistości, które wydają się nam
wręcz namacalne, widzimy, że dzieło zostało stworzone
z biegłością podobną do biegłości renesansowych
i barokowych malarzy (którzy nota bene, jak się dziś
coraz powszechniej twierdzi, także chętnie korzystali
z wyrafinowanych urządzeń optycznych). Autor nie konkuruje
z fotografią, on jedynie maluje z fotografii.
Wydaje
się, że dodatkowo robi wszystko, abyśmy cały czas pamiętali,
że obraz nią nie jest. Andrzej A. Sadowski tworzy
obraz nie samego przedmiotu, ale jego zdjęcia, maluje fotografię.
Tym samym jego twórczość wykracza poza granice
realizmu, do jakiego przyzwyczajone są nasze ośrodki
percepcyjne. Obraz emanuje szczególną aurą, pewną
nadbudową, która wywołuje w nas dodatkowe emocje,
inne niż tylko satysfakcja z oglądania udanej imitacji.
W przypadku wielu hiperrealistycznych obrazów było to
odczucie pewnej sztuczności. Ustatycznienie kompozycji
i eliminowanie przypadkowości, ogromna dokładność
odwzorowań, wyrazistość i ostrość obiektów, a równocześnie
uproszczenie kolorów, ich metaliczny i połyskliwy
charakter rodziły w odbiorcy odczucie obcości i chłodu.
Z nich między innymi brał się krytyczny, bądź tylko analityczny
stosunek do przedstawianej rzeczywistości.
Dzieła łódzkiego artysty noszą oczywiście znamiona hiperrealistycznej
konwencji, przedstawiane rzeczy także
ulegają pewnemu wyobcowaniu, ukrywają jakąś tajemnicę,
ale twórca nie ukazuje rzeczywistości jako nieprzyjemnej.
Po prostu przedstawia nam ułamek świata,
jaki obserwował i odczuwał w chwili bezpośredniego
spotkania. Pokazuje nam rzeczy najbardziej poruszające,
to, co w danym momencie jego samego zachwyciło,
zdziwiło, wzruszyło. Odbieramy ciepło odczuć autora,
fascynację i pozytywną energię płynącą z przekazu.
Twórca w pewnym sensie zrywa z antyemocjonalizmem
i antysubiektywizmem formacji, z której wyrósł.
Składniki portretowanej codzienności są nieco tylko modyfikowane
i relatywizowane, artysta wplata na przykład
w obserwowany pejzaż nowe motywy, albo przestawia je
dla potrzeb kompozycji. Nie ma jednak rzeczy, która nie
zasługuje na namalowanie, wystarczy, że z jakiegoś powodu
wzbudziła nasze zainteresowanie.
Widoki miast i miasteczek, sceny z codziennego życia.
Obiekty fotografowane i malowane przez Andrzeja A.
Sadowskiego często są jedynie banalnymi atrybutami
rzeczywistości. Przedmioty i sytuacje nie muszą być
wcale potocznie uważane za piękne, ale uchwycone
zostają w przydających im splendoru warunkach.
Przyjrzyjmy się lśniącym karoseriom samochodów,
lustrzanym powierzchniom chromów motocykli, odbijającym
otoczenie witrynom sklepowym. Jest to rzeczywistość
skrajnie barwna i skrajnie piękna.
Na obrazach obok imponujących rzymskich świątynnych
kopuł możemy jednak ujrzeć także i płaty tynku odpadającego
ze starych weneckich domów, obok luksusowych
limuzyn siermiężną martwą naturę, zbiorowisko marnych
gratów. Ale i one są na swój sposób piękne. Urok
malowanych obiektów osiągany jest zarówno wtedy, gdy
twórca podkreśla ich perfekcję, jak i wtedy, gdy dostrzega
ich niedoskonałość i przeciętność. W procesie reprodukowania
nabierają walorów, które każą nam myśleć o ich
prawdziwej, choćby tylko chwilowej, wartości.
W procesie odbioru dzieł skojarzenia z człowiekiem są
zazwyczaj pośrednie. Rzadko pojawia się on jako element
portretowanego pejzażu. Częściej jest tylko stojącym
w tle autorem arcydzieł architektury, niewidocznym
właścicielem mechanicznego przedmiotu pożądania,
sprawcą zużywania się przedmiotów, przechodniem,
który właśnie przed chwilą umknął z kadru. W naturalny
sposób człowiek wnika za to w tkankę prac eksponujących
motyw egzotyki, staje się jej nieodłącznym
składnikiem. Dzięki niemu lepiej odczuwamy pośpiech
i wrzawę arabskich ulic, malowniczość wschodnich targowisk.
Mocniej podkreślony zostaje czynnik reportażowy
plastycznej relacji.
Fakt, że w dobie wielkich osiągnięć technicznych w tym
reprodukcyjnych artysta sięga po tradycyjne czasoi
pracochłonne środki, ma dla nas znaczenie. Wzbudza
to w nas pewien niepokój, czujemy dysonans obcując
z obrazem przypominającym fotografię, który równocześnie
nie chce nią być. Można by powiedzieć, że artysta
utrudnia sobie pracę, że wystarczyłby pokaz zdjęć,
by zrealizować wszystkie zamierzone przez artystę cele.
Działania w obrębie malarstwa podejmowane przez
Andrzeja A. Sadowskiego pozwalają dostrzec, że nie
czyste duplikowanie rzeczywistości jest w tej twórczości
najważniejsze, że nie zanikają w niej problemy czysto
malarskie. Stanie się także bardziej zrozumiałe, dlaczego
inaczej niż w przypadku wielu amerykańskich i zachodnich
hiperrealistów jego realizacje nie uciekają
od tradycyjnych przedstawień. Widać to w kompozycji,
w przywołaniu pewnych gatunków malarskich, typów
ikonograficznych, motywów, a czasem nawet konkretnych
dzieł.
W barokowej Hiszpanii Francisco de Zurbarán malował
kompozycje złożone z wyselekcjonowanych, niepowtarzalnych,
urzekających urodą przedmiotów. Stanowiły
dla niego uosobienie wartości duchowych, były świadectwem
doskonałości samego Stwórcy. Siedemnastowieczne
holenderskie martwe natury pełne są pięknych,
budzących pożądanie przedmiotów. W wypolerowanych
srebrnych i cynowych naczyniach, w kryształowych, kruchych
kielichach odbijała się niewidoczna w kadrze część
rzeczywistości.
W XX wieku artyści pop-artu codzienne przedmioty
podnieśli do rangi ikon i fetyszów. Szczególny charakter
nadali im później malarze od nowego realizmu. Gdyby
Pieter Claesz żył dzisiaj, nie malowałby szklanych kielichów
i drogich talerzy, lecz lśniące kolorowe karoserie
samochodów i odbijające światło chromy motocykli.
Dariusz Leśnikowski
KATALOG
|
|
|