ENG
   PL

Aleksandra Mańczak   »
ZNAKI RETENCJI




Człowiek o tyle realizuje się jako istota integralna, uniwersalna, o ile wykracza poza chwilę historyczną i ulega swej potrzebie przeżywania archetypów.

Mircea Eliade *1



ZNAKI RETENCJI

Biblijny raj utraciliśmy, gdy Ewa, powodowana podszeptami węża, uległa pokusie i skosztowała jabłka z drzewa poznania dobra i zła. Łatwowierność, zbytnia ciekawość, nieposłuszeństwo i pycha stały się powodem wygnania z raju. Czas szczęśliwości trwał niezwykle krótko, a jej utrata była niestety nieodwołalna.

Motywy wygnania z raju, grzechu pierworodnego stały się uniwersalnymi tematami niezliczonej ilości dzieł literackich, muzycznych i plastycznych i na przestrzeni dziejów stanowiły zwierciadło myśli epoki, w której dane dzieło powstało. „Raj utracony” i "Raj odzyskany” Johna Miltona, "Wypędzenie z raju" Masaccia, zniewalająca potęga wizji Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej, "Ogród rozkoszy ziemskich" Hieronima Boscha - to zaledwie parę najwybitniejszych dzieł sztuki dawniejszej z całej plejady godnych zapamiętania.

Jaki był raj dawniej? Jaki jest dzisiaj, jeśli jeszcze bywa obecny w sztuce?

Miejsce narodzin pierwszych rodziców, mityczny ogród, nad którym zawsze świeci słońce, gdzie rośnie kosmiczne drzewo życia, gdzie pojęcie czasu (a więc starości, cierpienia) nie istnieje, gdzie nieśmiertelność mogła być naszym udziałem, ale nigdy już nie będzie – to w skrócie archetypowa wizja raju, w której najważniejsze jest znaczenie duchowe.

Raj podskórnie inspirował również marzenia o szczęściu i poszukiwania sposobów osiągnięcia tego szczęścia. Legły one u podstaw kolejnych wielkich utopii dotyczących kształtu państwa i struktur społecznych począwszy od czasów Platona, przez dzieła Tomasza Morusa, Franciszka Bacona, Jeana Jacquesa Rousseau, Babeufa, Fouriera, Cabeta, Saint-Simona, aż po Bellamy’ego, Aldousa Huxleya i następnych. Czyżby zatem świadomość i zrozumienie fikcji nie były w stanie osłabić wiary w sens stale nowych poszukiwań szczęścia i związanych z tym nadziei? W jakim celu istotę ludzką obdarzono możliwością marzeń o Nieziszczalnym?

Jung stwierdza: "archetypy są uniwersalne". *2 Joseph Campbell precyzuje: "archetypy występują w rozmaitych przebraniach, różnice w kostiumach są rezultatem warunków lokalnych i historycznych". *3 Rozbudzone nadzieje rewolucji przemysłowych, przynosząc nienotowaną wygodę, zepchnęły z horyzontu ważności dotychczas cenione wartości. "Dziesięcioro przykazań, a nie dziesięć sugestii" *4 zdaje się być przez wielu, zbyt wielu, dowolnie rozumiane i stosowane. Stosunkowo niedawno ogłoszono, że Bóg nie istnieje, a dwie hekatomby XX wieku pokazały marność istoty ludzkiej i niewyobrażalną wcześniej, niszczącą siłę człowieka. Obecnie próbuje się głosić schyłek ery naukowej i koniec między innymi filozofii, fizyki, biologii ewolucyjnej czy upadek postępu. Zasiane wątpliwości i przerażenie obnażają zło w wielu wcieleniach i destrukcyjną pustkę. Totalna redukcja charakteryzuje zanikającą duchowość, stajemy twarzą w twarz wobec skarlałej kultury substytutów, nie tylko w świecie przedmiotów ale, co gorsze, w sferze behawioralnych reakcji, w sferze uczuć i emocji. Raj mityczny, w którego istnienie wierzono powszechnie w średniowieczu, został bezceremonialnie zredukowany do raju ziemskiego, rozumianego jako okolica o łagodnym klimacie (czasy Krzysztofa Kolumba) czy egzotycznej atrakcji turystycznej: "raj odnaleziony" – tak brzmi obecne komercyjne hasło reklamujące wyspy Mauritius i Rodriques.

Raj utraciliśmy na zawsze, powrotu nie ma, ale zostaliśmy przecież obdarzeni świadomością, sumieniem i pamięcią a także zdolnością do myślenia abstrakcyjnego i do marzeń. "Z jednej strony mistycyzm żywi się tradycją, jednak z drugiej odkrywa, że dzięki swemu doświadczeniu może odnowić prawdę dogmatu lub też nią wstrząsnąć." *5 Jaki jest mój raj? Dla ścisłości: są to dwa różne przedstawienia. Jedno dotyczy tego, co minione, co za nami, czyli rejestru z niefrasobliwego dzieciństwa, które oczami nowicjusza wszystkiemu się przygląda i łakomie notuje obraz za obrazem. Seria "Cywilizacja x,y,z - kamień z..." z 2003 r. to cykl kompozycji monochromatycznych, poszarzałych, o przytłumionych barwach i zagubionych szczegółach, spowitych mgłą warstw czasu, jaki dzieli nas od chwil, w których wykorzystane fotografie powstały. Jest to raj obrazów obdarzonych pamięcią, odwołujących się do doświadczeń bezpowrotnie i niezaprzeczalnie utraconych.

Dlatego czytelne są powierzchnie zmurszałych kamieni czy zblakłych, zniszczonych i pogiętych papierów-dokumentów, odchodzących powoli w zapomnienie, o cechach archeologicznego znaleziska. Każdy z nas ma w sobie swoją własną arkę pełną ocalonych osób i zdarzeń. Jest to mój raj osobisty, prywatny. Już Nietzsche zauważył: "...czytaj tylko własne życie i na jego podstawie zrozum hieroglify życia w ogóle."6 Przywołam jeszcze dwa trafne cytaty: “Własne dzieciństwo, którego już nie ma, spoczywa w czasie przeszłym, też już nieistniejącym. Jednakże jest ono dla każdego czymś realnym, jest więcej niż fantasmagorią, jest w jakiś sposób obecne w świadomości każdego człowieka".7 “Przeszłość nie jest czymś ustalonym i niezmiennym. Jej fakty są odkrywane ponownie przez każdą następną generację, jej wartości są wznawiane, jej znaczenia definiowane na nowo w kontekście obecnego smaku i przesądu".8

Kiedy chwilami zawodzi nas teraźniejszość, kiedy pewne przejawy życia uznajemy za nieakceptowalne, kiedy rzeczywistość przybiera dziwnie nieprzyjazne oblicze, okazuje się, że ocalenie może nadejść z mało oczekiwanej strony – z przeszłości, jednak inaczej rozumianej niż prosty powrót czy cofnięcie się do archiwum oziębłych faktów. Fotografia jest w stanie uruchomić sekwencje wrażeń, odczuć i nastrojów. Fotografia może być rozpoznawalnym znakiem po znajomej mapie, na której trasa nie oznacza wcale dystansu lecz drogę do skarbnicy mądrości zasłyszanych lub nabytych. Współczesne chrześcijaństwo zaakceptowało i dało przyzwolenie na reinterpretacje czasu dzieciństwa jako współbrzmiących z rajską opowieścią.

Druga seria to "Raj - 4 pory roku" - raj kolorowy, raj świata roślinnego. Nie ma tu wyraźnego drzewa życia ani drzewa poznania dobra i zła. Nie jest to raj dyktowany przez wyobraźnię, jest to raj z prawdziwych fragmentów. Czy sklecona z nich wizualna całość nie ma racji bytu? Jest to raj istoty pozbawionej złudzeń, ale niepozbawionej marzeń. Czy to może być jeszcze uznane za raj? Nieobecność istot ludzkich w moim raju ma swoją wymowę i jest konsekwencją świadomości zagrożeń cywilizacyjnych apetytów.

Powołane w 1848 roku Bractwo Prerafaelitów włączyło w krąg swoich oddziaływań Williama Morrisa, który podzielał głębokie "przekonanie, że na artyście spoczywa obowiązek ulepszania środowiska i uszlachetnienia człowieka".9 Intencje zaś całego Bractwa wyrażał wiktoriański myśliciel Thomas Carlyle: "Prawdą jest, że człowiek zagubił wiarę w to, co duchowe i pokłada nadzieję, działa w tym, co materialnie widoczne, lub mówiąc innymi słowy: to nie jest wiek religijny, tylko materialny, wewnętrznie praktyczny, nieboski, nieduchowy..."10 Od Okrągłego Stołu Bractwa Prerafaelitów minęło 155 lat, a słowa te brzmią dziwnie aktualnie, nieprawdaż? Świat to proces. Gdyby miało dojść do globalnej zagłady, byłby to już szósty okres wielkiego wymierania w historii naszej planety, czyli nic nowego. Ale byłoby to pierwsze bodaj wydarzenie, w którym tak znaczący udział w zniszczeniu miałby człowiek.

Jesteśmy pierwszymi generacjami, które są w stanie zdokumentować i poznać każdy dowolny centymetr kwadratowy obrazu Ziemi widzianej z Kosmosu. Według naocznych świadków - kosmonautów, jest to obraz zapierający dech. Dlaczego więc nie umiemy w zwykłym źdźble trawy czy kłosie rozpoznać zamysłu rodem z koncepcji raju?

Aleksandra Mańczak
grudzień 2003/styczeń 2004


* 1. Mircea Eliade, Sacrum, mit i historia, PIW, Warszawa 1993, s. 45.
2. Umberto Eco, Czytanie świata, Znak, Kraków 1999, s. 174.
3. Joseph Campbell, Potęga mitu, Signum, Kraków 1994, s. 90.
4. Tomasz Lis, Co z tą Polską, Rosner i Wspólnia, Warszawa 2003, s. 53.
5. Umberto Eco, Czytanie świata, s. 172.
6. Hanna Buczyńska-Garewicz, Metafizyczne rozważania o czasie, TA i WPN Universitas, Kraków 2003, s. 92.
7. Ibidem, s. 18.
8. Aldous Huxley, Drzwi percepcji Niebo i piekło, Przedświt, Warszawa 1991, s. 97.
9. Adam Konopacki, Prerafaelici, Arkady, Warszawa 1989, s. 11.
10. Ibidem, s. 6.




TABLICE PAMIĘCI

Warstwy rzeczywistości istnieją w doświadczeniach dnia codziennego. Wyobraźnia odczuwalna jest tak realnie, jak ciepłe słońce na twarzy lub jak chłód przechodzącego cienia. Zakładamy, że kończy się ona z chwilą naszej śmierci. A może jest wszystkim, co po nas pozostaje? Nad pytaniem tym zastanawia się polska artystka Aleksandra Mańczak w swoich wytwornych i wykonanych z dużą wprawą obrazach cyfrowych.

Mitologiczna Daphne nie daje się schwytać ani kontrolować. Sprzyja ona związkom, które pozostawiają nas bez tchu i sprawiają, iż czujemy się pięknie, lecz jednocześnie zostajemy pozbawieni esencji i duszy. Artyści tworzący obrazy cyfrowe często wykonują podobny rodzaj dzieł. Mańczak jednak opowiada się za dialogiem z Daphne. Zamiast tego łagodzi zapierający dech w piersiach urok, kreując cyfrowe obrazy, które sięgają do zwykłych technicznych akrobacji i wychodzą poza nie, aby tworzyć prace, które symbiotycznie wchodzą w możliwości manipulacji cyfrowej. Jej obrazy to symboliczne struktury czasu i pamięci.

Zebrane artefakty, stare fotografie, myśli i dźwięki powiązane z miejscem i historią zostają wrzucone do komputera. Magia Daphne staje się okiełznana przez długotrwałą intencję artystki, której celem jest stworzenie pracy, w której współistnieć będą pamięć i historia. Polecenie Photoshopa "combine layers" stwarza możliwość zespolenia oddechu, skóry, ziemi, miasta, krajobrazu w jedną całość. Obrazy Mańczak stają się miejscem, gdzie wieczność zostaje zamknięta za szkłem i powieszona na ścianie po to, abyśmy mogli przyglądać się jej, oceniać ją lub zastanawiać się nad nią. Pamięć przestaje być przemijająca i ulotna. Cykl Mańczak "Cywilizacja x, y, z - kamień z ..." pokonuje nasz największy strach, zmuszając czas, by istniał wewnątrz przeszłości i przyszłości tak długo, abyśmy mogli go badać i uczyć się z niego. Mańczak używa technologii do własnych celów w podobny sposób, jak Giotto ugniatał Lapis Lazuli, by użyć go na niebieskim suficie kaplicy w Padwie.

Polacy należą prawdopodobnie do najbardziej świadomych swej historii ludzi w Europie. Mańczak osobiście doświadczyła przytłaczającego ucisku politycznego i społecznego. Niemniej jednak jej prace ukazują, iż możliwe jest stworzenie głębokiego indywidualnego znaczenia pomimo historycznego ucisku wywieranego przez własny kraj. W tych warunkach sztuka staje się pomostem dla tego, co osobiste wewnątrz tego, co historyczne i chroni jednostkę przed utratą znaczenia. Zdolność Mańczak do wydobywania duszy z bezdusznej technologii zwróciła uwagę Daphne w sposób, który sprawił, iż piękno obrazu pokonuje obecność ukazanej bolesnej historii oraz doświadczenie artysty z nią związane.

W "Cywilizacji II" sama Daphne, obok drzewa otoczonego obrazami drzwi, okien, nasion, lasek cynamonu, męża artystki, jej kota, żołnierzy i żydowskich płyt nagrobnych zdaje się być poskromiona. Spójność powierzchni, zazwyczaj niekojarzona z pracami cyfrowymi, tworzy przyjemny rezonans z zaśniedziałym brązem, grafitem na papierze lub plamą na płótnie. Warstwy pamięci i historii zostały skondensowane w procesie rekonstrukcji osobistych doświadczeń i danych historycznych. Najmocniejsze prace wystawy nie kwestionują zwycięstwa rzeczywistości nad naszą wyobraźnią. Photoshop nie staje się technologiczną sztuczką, ale wspomaga wyobraźnię w kontrolowaniu czasu. Prawdopodobnie dzięki temu pomaga jej istnieć ponad naszym jego doświadczaniem.

Stephanie Bowman

tłumaczenie z angielskiego
Bartosz Kosowski


Stephanie Bowman: artystka,pedagog, profesor w dziedzinie sztuki, krytyk - publikacje w Sculpture, Ceramics, Art Papers, etc.





"..."

Choć niektórym może to się wydać zuchwalstwem, pozwalam sobie napisać kilka słów o twórczości Aleksandry Mańczak, artystki, którą podziwiam, a przede wszystkim pedagoga, którego słowa niegdyś były drogowskazem dla moich sztubackich działań. Mam nadzieję, że ów podziw nie przysłoni obiektywnego (na ile to możliwe) spojrzenia, kogoś, kto sam inspirując się tą twórczością, okrążając jej wpływy szerokim łukiem, próbuje mówić własnym głosem.

Twórczość Aleksandry Mańczak, mojej Pani Profesor, promotorki pracy dyplomowej, którą składałem jeszcze w PWSSP w Łodzi, dziś bardziej mi znana, skłania mnie do pytań, które sam sobie stawiam, przystępując do kolejnej realizacji pomysłów i rozwiązań formalnych. Pytań o sens i granice ludzkiej komunikacji. Niewątpliwie sztuka jest jej najwznioślejszą formą. Najbardziej zastanawia mnie pytanie, na ile od czasów, kiedy w sztuce o jej istocie stanowiła osobowość artysty, jego prywatność przemawia do odbiorcy? Ile prywatności artysty odbiorca jest w stanie odebrać, jako coś ogólnego, nie zważając na tę prywatność lub nawet o niej nie wiedząc?

Aleksandra Mańczak od pewnego czasu postrzegana jest jako artystka wojująca z ludzką bezmyślnością niszczenia naszej życiodajnej planety. Pochylająca się nad każdym źdźbłem trawy, które właśnie ktoś przydepnął. Zatrzymująca najdrobniejszy okruch świetności ziemi w swoich "Zielnikach", czy choćby w oku obiektywu aparatu fotograficznego, czego efektem są znane realizacje fotograficzne. Nic jednak bardziej mylnego - jak w cyklach asamblaży " Sfera bardzo intymna - nic na sprzedaż". Tam właśnie na sprzedaż było wszystko! Ale to "wszystko" było najcenniejsze, bo z prywatności artystki, domowych tajemnic, przedmiotów - świadków intymnych meandrów życia.

Różnica, o którą mi chodzi, polegała na tym, że odbiorca nie wiedział, że owe przedmiociki, talizmany, fotografie, to skarby małej Oleńki wydobyte z pudełka po butach. Bezcenne przedmioty, które "sprzedała" umieszczając je w gablotach - do wglądu - dla wszystkich. Nic też bardziej mylnego, jak to, że we "Wspomnieniu o arboretum" wyschnięte, może wydarte przez kogoś drzewa owocowe, opakowała w spożywczą folię (celulozę). I ktoś zapyta - gdzie ta ekologia? Operuję negacją pewnych utartych poglądów nie po to, by spostponować ich wartość czy zaprzeczyć swemu wcześniej zdeklarowanemu podziwowi dla nich, ale by uzmysłowić sobie i Państwu, że Aleksandra Mańczak to ani zaszufladkowana artystka nurtu ekologii, ani wyrachowana - nic nie sprzedająca - twórczyni post sztuki "ready mades".

To, co zawsze podziwiałem w twórczości pani Profesor Aleksandry Mańczak, to perfekcja warsztatowa (jak to młodzi określają: "do perfidii" ) jej dzieł. Maestria zbudowana na rzadko rozumianej przez artystów sztuce niuansu, oparta o mocne filary szacunku do swojej pracy i szacunku dla odbiorcy. Oparta na estetyce rozumianej jako decorum, które nie pozwala artyście źle czy krzywo nakleić fotki z gołym tyłkiem czy też na nieuzasadnione użycie np. brudnego wiadra po cemencie wystawionego na podziw tłumów - by nazywać to sztuką! Piszę te słowa z całą estymą do najbardziej ekologicznego wytworu, jakim jest piękno nagiej kobiety i z pochylonym czołem do całej tradycji nowatorskiego poglądu na sztukę, jaki pozostawił nam Marcel Duchamp.

Artystka nie operuje w swych pracach prostą zasadą grania na naszych emocjach. EMOCJE traktuje niezwykle poważnie i odpowiedzialnie. Jak ważnym są one dla niej "medium" w sztuce, pokazuje choćby na przykładzie pracy "Epitafium dla wiązu". Stajemy przed tą instalacją pełni zdumienia, jak łatwo wprowadzić nas w zakłopotanie. Bo przecież myśląc pewnymi kanonami kształtów i sytuacji - stoimy przed jej pracą, jak przed katafalkiem. I jesteśmy tak zdumieni i zakłopotani, jak stojąc przed trumną kogoś bliskiego czy choćby znajomego. I właśnie w tym upatruję niezwykle świadomego zabiegu twórczego działania artystki. Nieprzypadkowo użyła do tej sytuacji wiązu - drzewa, obok topoli, już od starożytności najczęściej występującego przy cmentarzach lub na ich obrzeżu. To te smukłe drzewa wysysając korzeniami pamięć i tajemnice zabrane do grobu przez zmarłych, zdawały się sprawdzać swymi koniuszkami gałęzi, czy tam na górze jest im dobrze. To one w swoich zwojach słoi miały być zapisaną księgą złego i dobrego. Jak przed symbolem wiedzy stoimy my, którym pozostało jeszcze wierzyć.

I jeszcze jeden ważny aspekt twórczości w ogóle, który i mnie zajmuje, to to, ile wolno sprzedać swojej prywatności, by nie było to - w sensie ekshibicjonizmu twórczego - już swego rodzaju pornografią. Znowu przykład twórczości Aleksandry Mańczak, a konkretnie dzieł, które opatrując różnymi tytułami, swą formą nawiązywały do dewocyjnych gablot. Tytuł cyklu "Sfera bardzo intymna" już nam oznajmia, że drobiazgi i pamiątki zamieszczone w gablotach, to przedmioty powiązane z emocjami i wspomnieniami artystki. Poświęcone (sprzedane) nam, byśmy na ich przykładzie pamiętali i rozumieli własne drzewa genealogiczne. By pamiętać i przykładać wielką wagę do naszych własnych korzeni i tradycji. Jeśli przybyliśmy z kosmosu, to nie przylecieliśmy stamtąd żadnym kosmicznym, abstrakcyjnym pojazdem rodem z ikonografii filmów Spielberga. Kosmos jest w nas, tak samo jak w tej ogromnej fabryce procesów fotosyntezy, którą jest najdrobniejsze źdźbło trawy. Nasze DNA to nie tylko łańcuch kwasów nukleinowych ale też, albo przede wszystkim, łańcuch emocji i uczuć tych, którzy przed nami pamiętali tę planetę "bardziej zieloną". Ludzi mniej zagonionych, patrzących bardziej szczerymi oczami, potrafiących - już lepiej od małp - wyciągnąć prosto dłoń do drugiego "osobnika".

I jeśli miabym zaprzeczyć sam sobie, to właśnie teraz. Tylko w tym sensie i w tym momencie sztuka Aleksandry Mańczak daje się zagonić do szufladki ekologicznej. Ten moment może być dla niektórych niezrozumiały, gdyż rozumienie tego pojęcia zostało zdefraudowane przez artystów i krytyków sztuki szarego albo czerpanego papieru. Odbiorcy tu nie są winni, nie wiedzą przecież o tych tonach sztucznych, chemicznych preparatów: klejów, barwników użytych do uzyskania tzw. ekologicznych dzieł twórców sztuki ekologicznej.

Każdy przedmiot, portret na zakurzonej fotografii, nasionko, jest dla Mańczak godny zatroskania i specjalnej oprawy (futerału). Każde z nich to cenny "Stradivarius" - podobnie jak krzewy w instalacji "Moje arboretum I", tej pierwszej z 1991 roku. I tylko takie porównanie do nas trafia, gdyż znajdujemy w sobie podziw i szacunek dla niedoścignionej pracy rąk ludzkich. Brakuje nam ciągle szacunku dla dzieła sprawczej siły wyższej. Aleksandra Mańczak nigdy jej nie nazwała i nie posunęła się do tego, by komukolwiek zasugerować, że w nią wierzy, bądź, by w nią uwierzył.

Raczej w detektywistyczny sposób bada ją, podąża jej śladami, chroniąc je przed zdeptaniem i zapomnieniem. Ogół jej sztuki to klamra, ów futerał, w którym zamyka własne emocje, byśmy nie deptali i nie zapominali o swoich. Z sobie wrodzoną kulturą i szacunkiem otacza - jak tą spożywczą folią - wszystkie napotkane ślady: ludzi, roślin a nawet złych doświadczeń. Dlatego właśnie ja - i tu można mnie posądzić o zuchwalstwo - na koniec nadam temu tekstowi tytuł "Sakralna Sztuka Aleksandry Mańczak".

Piotr Rędziniak
Rzeszów 2003 r.



HOME | NOWOŚCI | WYSTAWY | ARTYŚCI | KONTAKT