Marek Domański prof.
Nauczyciel akademicki, fotograf, kurator i artysta uprawiający fotografię oraz związane z nią działania wizualne. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, obecnie Akademia Sztuk Pięknych im Władysława Strzemińskiego w Łodzi, gdzie prowadzi Pracownię Obrazowania Fotograficznego w Instytucie Fotografii i Multimediów na Wydziale Sztuk Pięknych. Autor i współautor kilku monografii oraz innych publikacji dotyczących zarówno zagadnień technicznych, teoretycznych jak i historycznych, wpisujących się w wielowątkową narrację dotyczącą postfotograficznej kondycji współczesnej fotografii. Kurator wielu wystaw i organizator projektów badawczych, oraz dokumentalnych. Swoją różnorodną twórczość w dziedzinie fotografii prezentował na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i zagranicą.
„Nasza cywilizacja zatruła wody rzeczne i ich skażenie nabrało potężnego uczuciowego sensu. Skoro bieg rzeki jest symbolem czasu, skłonni jesteśmy myśleć o czasie zatrutym.”
Świadomość, że 19 łódzkich rzek nadal płynie, nie jest oczywista dla mieszkańców Łodzi. Miasto nie powstałoby bez rzek, które zapewniały wodę i energię niezbędną dla osadnictwa i funkcjonowania przemysłu. Jednak w stosunkowo krótkim czasie zostały one spacyfikowane betonowymi korytami lub zepchnięte do podziemnych kanałów, nad którymi zbudowano domy, ulice i fabryki. Obecnie „ten cienki suchy rów, to podłużne zagłębienie niewielu osobom przywiodą na myśl koryto rzeki” 2 Cieki wodne zostały odcięte od swoich dolin, które wciąż widać w ukształtowaniu terenu, ale naturalny ekosystem został zgładzony. Rzeki to nie tylko wody, to system obejmujący glebę i żywe organizmy wokół koryta i pod nim (strefa hyporeiczna). Według Timothy’ego Mortona „ekosystemy nie składają się tylko z drzew, formacji skalnych i świń (…), ale także z myśli, pragnień i fantazji (z pozoru »wewnątrz« nas samych)”. 3 Łódzkie rzeki są chore lub martwe. Zepchnięcie ich do podziemi i w niepamięć zmusza nas do podjęcia wysiłku, również w przestrzeni naszych emocji. Martwe wody rzek i towarzyszące im praktyki materialno-dyskursywne niosą wielki potencjał symboliczny. Nasz kontakt z wodą jest ograniczony i ma charakter uprzedmiotawiający. Astrida Neimans stwierdza: „jeśli w istocie jako ciała żyjemy wspólnotowo, to współbycie musi wykraczać poza to, co ludzkie, w kierunku poszerzonego, obszerniejszego poczucia my” 4. Rzeki i ludzie to byty siostrzane, dla których płynąca woda jest warunkiem istnienia. Jeżeli woda ma pamięć, na pewno „nosi ślady swoich relacji społecznych, warunków i potencjału” 5. Żeby świadomie spotkać się z wodą jako aktorem społecznej sieci relacji, musimy tego chcieć. Musimy postarać się spojrzeć na nasz świat z nieludzkiej perspektywy wody, rzeki, oceanu. Odcięci od praoceanu, w którym powstało życie, wciąż nosimy go w sobie. W teorii społecznej, polityce i nauce obserwujemy „zwrot ku płynności”. Heraklitejskie „wszystko płynie” nie dotyczy tylko wody, choć rzeka wydaje się oczywistą metaforą dla postrzegania procesualności – płynności naszego świata. Jak w tej relacji wybrzmiewa kondycja naszych rzek? Okazanie solidarności z rzekami nie może opierać się na egoistycznym lęku przed zagładą, ale na solidarności i empatii. Nie jest to trudne, jeśli uświadomimy sobie, że nasze ciała składają się w około 65 procentach z wody. 6
Przełamanie destruktywnego dziedzictwa wymaga rezygnacji z antropocentrycznej perspektywy, której arogancja i egoizm nie pozwalają dostrzec partnera w innych bytach, w tym przypadku – rzek i ich ekosystemów. Rzeki nie są naszą własnością, a ich uprzedmiotowienie powinno być zastąpione przez partnerstwo wymagające nowej wizji świata uwzględniającej perspektywę hydrologiczną. Dla zainicjowania zmiany niezbędna jest nowa narracja. Nasz problem z rzekami nie jest lokalny. Należy oglądać go z perspektywy hiperobiektów 7, których według Mortona nie można zlokalizować, mają bowiem charakter fazowy i są kleiste – przyklejają się do wszystkiego, co jest w ich sąsiedztwie. Pojęcie hiperobiektu wydaje się tu szczególnie użyteczne ze względu na implikacje ontologiczne, epistemologiczne i ekologiczne. Za kluczowe w pracy nad projektem uznałem również teorię aktora-sieci Bruno Latoura oraz ontologię zorientowaną na rzeczy Grahama Harmana.
Projekt Riverscape. Ujawniając rzeki wpisuje się w nurt „niebieskiej humanistyki”, który zwraca uwagę na potrzebę materialno-dyskursywnego doświadczenia wody. Istnieje realna potrzeba/konieczność odtworzenia podmiotowości rzek płynących przez nasze miasto. Jest to możliwe tylko przez przywrócenie świadomości obecności i roli rzek oraz ujawnienie ich życiodajnego potencjału. Istotne jest wytworzenie zbiorowej wrażliwości, która umożliwi uwzględnienie w naszym ekologicznym podejściu do świata nie-ludzkiej”perspektywy. Nie przetrwamy bez solidarności z rzekami, które wciąż traktujemy przedmiotowo. Zniszczenie rzecznego ekosystemu jest rodzajem nieuświadomionej katastrofy. Nigdy nie mieliśmy kontaktu z tym, co straciliśmy. Nie przeżyliśmy żałoby po stracie rzek, bez których nie powstałoby nasze miasto. Nie mamy również poczucia winy z powodu kolonizatorskiej strategii polegającej na rabunkowej gospodarce wodnymi zasobami. Nie wyartykułowaliśmy straty, a przecież gdyby nasze „niewidzialne” rzeki nadal płynęły po powierzchni, każdy mieszkaniec miasta w ciągu kilku minut mógłby znaleźć się nad brzegim którejś z nich. Renaturyzacja martwych już cieków wodnych wpłynęłaby korzystnie na jakość naszego życia. Ujawnienie straty jest możliwe dzięki takim działaniom jak projekty artystyczne i badawcze, które pozwalają nam uświadomić sobie obecność rzek i zrozumieć konieczność naprawy krzywdy wyrządzonej środowisku i sobie.
Timothy Morton stwierdza: „Brakuje narzędzi humanistycznych dla myślenia w skali planety, często z powodu naszej świadomej niechęci do ich opracowania” 8. Uważam, że nasze praktyki poznawcze z perspektywy „ptasiej”, tworzącej obraz świata oparty na wertykalności i strefowości, powinny morfować w kierunku horyzontalnego i egalitarnego kolażu. Podążając za Mortonem, musimy „dostroić się”, osiągając wspólne brzmienie z innymi istotami, które próbujemy zrozumieć. Andrzej Marzec proponuje pojęcie „antropocień”, którym określa „zarówno sam korelacjonistyczny sposób myślenia, jak i epokę, w której rzucanie ludzkiego cienia na przedmioty stało się nie tylko filozoficzną normą, lecz także często nieuświadomioną codzienną praktyką” 9. Powstaje pytanie: Jak zatem obserwować rzeczywistość, nie rzucając antropomorficznego cienia? Cienia, który jest śladem kontrolującego i narcystycznego spojrzenia władców antropocenu. 10 Jednym z rozwiązań może być propozycja Patrycji Leavy, polegająca na uczynieniu z transdyscyplinarnych badań jakościowych, a w szczególności badań opartych na sztuce, nowej kultury naukowej przekraczającej granice akademii. 11
Zastosowanie wielkiego formatu i prezentacja w formie „kontaktów” (odbitek stykowych 4 x 5 cala) jest ironicznym nawiązaniem do tradycji fotografii pejzażowej grupy F-64, której członkowie ukazywali piękno i majestat dzikiej przyrody. Sposób ujęcia miejsc, w których rzeki płyną na powierzchni lub pod nią, nawiązuje do sposobu fotografowania Alphonsa Bertillona – „ojca” estetyki forensycznej, którą stosuję w moich ostatnich projektach. Takie podejście, polegające na redukcji środków wyrazu, stawia fotografa w roli medium oddającego swoje zasoby nieludzkim aktorom. Jest to możliwe, ponieważ zdolność reprezentacji posiadają wszystkie teksty kultury, jednak tylko fotografia realizuje zasadę uobecnienia. „Obrazy wizualne są wyjątkowe i mogą wzbudzać szczególny rodzaj emocjonalnych i cielesnych emocji u ludzi. Są zazwyczaj przechowywane w podświadomości, nie przechodząc tych samych świadomych procesów interpretacyjnych, które stosuje się w przypadku odbioru tekstu pisanego”. 12 Jestem przekonany, że doświadczenie przeżycia estetycznego zakotwiczonego w fotografii może być rodzajem języka pośredniczącego w obserwowaniu hiperobiektów. Fotografia, dysponująca jednocześnie potencjałem dokumentalnym i ewokatywnym, może odegrać istotna rolę w zmianie, do której dążymy.
Rzeki cierpią na skutek naszych – ludzkich – działań opartych na pragnieniu maksymalizowania wydajności, kalkulacyjności, ale przede wszystkim na niezwykle ograniczonej wyobraźni dotyczącej skutków przekształcania środowiska naturalnego. Nie oznacza to, że całkowicie potępiam drugą rewolucję przemysłową, choć nasza aktualna sytuacja została ukształtowana przez kapitalistyczny rozwój i sukces dziewiętnastowiecznej Łodzi. Z tej perspektywy „radykalne przekształcenie przyrody można uznać za zło konieczne”. 13 Rzeki stały się ofiarami systemu kapitalistycznego, który wchłonął i utowarowił nasze życie oraz skolonizował wyobraźnię. Ekologiczna polityka musi być zestrojona z naszą wewnętrzną zmianą, co postulował w swoich ostatnich tekstach Herbert Marcuse. Skala problemu przerasta możliwości pojedynczego człowieka, zatem należy odbudować poczucie wspólnoty w trosce o cały ekosystem, który zapewnia bezpieczeństwo każdemu z osobna. Będziemy musieli ponieść konsekwencje kolonizatorskiej zachłanności naszych przodków. Sami odpowiemy na pytanie: Czy antropocen będzie epoką kryzysu i odrodzenia planety, czy „wielkim holoceńskim wymieraniem”? Nie będziemy pierwszą cywilizacją, która wpadła w „pułapkę postępu”, opisaną w książce Krótka historia postępu 14 autorstwa Ronalda Wrighta. Jesteśmy natomiast cywilizacją globalną. Nasza odpowiedzialność nie dotyczy miasta czy nawet kontynentu, ale całej planety. Ewakuacja nie wchodzi w rachubę nawet dla tych, którzy posiadają prawie wszystkie zasoby. Dług zaciągnięty u przyszłych pokoleń, o którym pisał Zygmunt Bauman 15, wciąż rośnie.